logo
Wyślij CVKontakt

/

logo
Background image

Blog

Proces rekrutacyjny? - Musisz mi za niego zapłacić!

Urszula Czekirda 20.01.2023

Ostatnio na Internecie zawrzało! Ktoś już kiedyś coś przebąkiwał, o tym, że ludzie z branży IT tracą czas na wieloetapowe procesy rekrutacyjne, że zadanie, że rozmowy, a godziny uciekają. Ponoć nawet znaleźli się tacy, którzy brali udział w procesie rekrutacyjnym za który otrzymywali realne pieniądze!

 

Zatem jak jest na prawdę? Czy czas poświęcony na proces rekrutacyjny powinien być rozliczany finansowo? A jeśli tak, to … (uwaga!Wkładam kij w mrowisko) która strona której?

 

Obserwując z wewnątrz branże rekrutacyjną nie raz zdarzyło się spotkać ofertę pracy, w której widniała informacja, że firma rekrutująca przy którymś z kolejnych etapów procesu przewiduje np. zwrot kosztów dojazdów, bądź w przypadku branży marketingowej – zapłatę za stworzenie projektu, który będzie poddany ocenie, a który może zostać (świadomie bądź nie) inspiracją do stworzenia projektu właściwego w strukturach firmy. Jednak w branży IT to wciąż rzadki temat. Dlaczego?

 

Jedna strona (strona Kandydatów) poda wiele argumentów, wskazujących, iż nie byłoby to złe rozwiązanie, gdyż poświęcają swój cenny czas na pierwszą rozmowę, na zrobienie zadania, często na drugie spotkanie, a za nim trzecie i jeszcze jedno na koniec wciśnięte a to z HRem, a to z samym CEO, albo chociaż „z naszym X, który ogólnie to nie ma nic z tą rolą wspólnego, ale dobrze gdybyście się poznali”. Umówmy się, pieniądze są pewnym mobilizatorem do chociażby sprawnego działania, czy poszanowania czyjegoś czasu, ale okazuje się, że tylko wtedy gdy działa to w jedną stronę!

Internet ostatnio rozgrzał się do czerwoności! A to za sprawą Filharmonii Koszalińskiej, która pobiera zwrotną kaucję w wysokości 150zł os osób, które chcą wziąć udział w przesłuchaniach do roli skrzypka/skrzypaczki.

Fot. https://www.linkedin.com/in/anna-sykut




Śmieszne, nie? Płacić za to, by ktoś nas zrekrutował i dał feedback, że dziękują, phi! Ale już zapłacić za nasz czas, bo musieliśmy przyjechać do biura bądź zrobić zadanie po czym nie przyjęliśmy oferty to ok? No właśnie, jak to jest? Wszak proces rekrutacyjny z założenia powinien być wartością i potencjałem zysku dla obu stron: ja-Kandydat, poświęcam swój czas ale mogę zyskać pracę na której mi zależy (w idealnym świecie, nie aplikujemy tam gdzie od początku wiemy, że nie chcemy pracować); ja-Rekruter, poświęcam swój czas ale mogę zyskać pracownika, który przyniesie dla zespołu wartość. Zatem, czy nie rozsądniej jest podejść do tematu z pozycji elementów synergicznych, koniecznych do win-win? Czy nawet ten proces w którym kandydat nie przyjmie na końcu oferty albo z drugiej strony nie zostanie mu ona złożona nie jest dla obu stron wartościowy? Czy zbieranie doświadczeń, wyciąganie wniosków, nawiązywanie relacji międzyludzkich (obojętnie czy tych po których więcej nie chcemy z kimś takim spotkać się na stopie biznesowej i pozazawodowej, czy też z nadzieją będziemy wypatrywać w przyszłości telefonu z informacją o chęci powrotu do rozmów o współpracy) nie powinniśmy traktować jako „wynagrodzenia”? A więc....płacić, czy nie płacić? Jak płacić to kto komu? Jeśli płacić, to czym? Zapraszam do dyskusji.

logo
KontaktWyślij CV